środa, 25 marca 2015

Prawie jak w Kieleckiem, czyli wiecznie wietrzna Fuertaventura

   W tytule jest takie "niedomófienie" bo jakoś odwagi nie miałem. Uroczy tydzień spędziłem na tej kanaryjskiej wyspie, głównie fotografując. Teren tam dziwnie surowy. Drzewa nie uświadczysz, trawy zero, kamień jeno na kamieniu, niekiedy przysypane tonami piasku. Pierwsze wrażenie można by podsumować słowami "jakim Polska jest pięknym krajem."
   Ku mojemu ogromnemu zdziwieniu, zaliczyłem wszystkie świty. Pierwszy przypadkiem, bom zapomniał wyłączyć budzik w telefonie. Różnica czasu sprawiła, że zadzwonił o doskonałej porze, jakąś godzinę przed wschodem. Skorom już oczy otworzył, podniecony nowym środowiskiem, pogoniłem na plażę. Wszystkie świty poświęciłem fotografii kamulców w porannym Słońcu, odnosząc spektakularną porażkę, bo z wielu, wielu ujęć wybrałem trzy.




   Gdy Słońce podniosło się nieco wyżej, szedłem na wydmy, których w rejonie Corralejo jest sporo. To była największa zaleta tego miejsca. Można się było łatwo oderwać od wszelkiej cywilizowanej zwierzyny. Dzikiej, jak na tak surowe miejsce, spotkałem całkiem sporo. Los sprawił, że pierwszy raz w życiu widziałem kulika mniejszego, europejskiego królika, ścierwnika zwanego sępem egipskim, niezwykle rzadkiego w Polsce kulona zwyczajnego i sporo ptasiego drobiazgu.

Kulik mniejszy:

Królik europejski:

Sęp egipski (jakoś ładniej brzmi niż "ścierwnik"):

Kulon zwyczajny:

Ptasi drobiazg :)





   À propos ptaków, trafiłem na scenę, gdy kruki i mewy walczyły między sobą o martwego króliczka:



Z większej żywiny, na zboczu wygasłego wulkanu spotkałem dzikie kozy: 


A gdy zwierząt akurat w pobliżu nie było, bawiłem się piaskowymi roślinkami:


I nie tylko: