krótkie historie związane z moim fotograficznym hobby © Piotr Konopka
piątek, 19 sierpnia 2011
Ojciec i syn
W lecie zdarza mi się posadzić zad na siodełku rowerowym i porzucając samochód dojeżdżać codziennie do pracy. Odległość wynosi ok. 12 km w jedną stronę, przejażdżka jest miła, choć krótka. Opracowałem więc "skrót", który przyjemność znacznie wydłuża. Na trasie wyrastają nagle dwie solidne góry, leśna gruntowa droga i wyboista kamienna. Gdy tylko ochota, czas i siły pozwalają, zdarza mi się "skracać" w ten sposób drogę do domu. Pewnego razu, po wdrapaniu się na ostatni szczyt, zatrzymałem się na skraju lasu, odstawiłem rower i poszedłem zbadać łąkę, czy aby coś ciekawego fotograficznie nie kryje.
Ta drobna kruszynka rozpięła pajęczynę na drzewie, na wysokości wzroku i wprost prosiła się o fotografię. Jak mógłbym odmówić, skoro zawieszenie było takie korzystne? Nie trzeba się tarzać po ziemi, kucać, czy trwać w męczącej pozycji, tylko na leniwca, wygodnie przykładając aparat do oka sfotografować. W tle Słońce, źródło wszelkiego życia na ziemi. Nie namawiam do kultu naszej macierzystej gwiazdy, ani nie podejmuję teologicznej dyskusji, a jedynie stwierdzam prosty fakt. Wszyscy zawdzięczamy życie energii słonecznej, z kruszynką na zdjęciu włącznie.
czwartek, 18 sierpnia 2011
Kocham sarenki
Przyznaję się bez bicia - kocham sarenki. To cudowne stworzenia, potrafiące żyć obok człowieka, często bardzo blisko. Mam to szczęście, że miejsce, w którym pracuje jest położone na obrzeżach miastach. Nazywam to miejsce "Dzikimi Polami", bo istotnie do terenów opisywanych przez Sienkiewicza w "Ogniem i Mieczem" nie jest stąd daleko, a biurowiec firmy oddalony jest od ludzkich domostw i otoczony łąkami i polami uprawnymi. Sarenki niekiedy przechodzą tuż obok budynku. Są oswojone z zapachem ludzi. Oczywiście nie dadzą do siebie podejść, ale nie raz i nie dwa, gdy wychodziłem z pracy, wzrok mój napotykał sarenkę w odległości 15 metrów. Patrzyliśmy na siebie i ja wsiadałem do samochodu, a sarenka wracała do skubania trawy.
To zdjęcie powstało w dzikich ostępach z dala od ludzi, więc bohaterka nie należała do na wpół oswojonych zwierząt. Odległość była znaczna bo pewnie ze 100 metrów, ale ze zdjęciem tym wiąże się pewne miłe wspomnienie. Otóż, nie była to wcale fotograficzna wyprawa, tylko dzień spędzony na kocykowym leniuchowaniu z bliską mi osobą. Wylegiwaliśmy się w ten piękny, ciepły dzień, ale aparat oczywiście był w zasięgu ręki. Pod wieczór, gdy aktywność zwierząt rośnie usiadłem na kocyku i narzuciłem na siebie siatkę (dla zmylenia przeciwnika). W oddali polował lisek, a krótko potem wyszła z lasu sarenka i skierowała się do lizawki. Ja skulony pod siatką, a moja towarzyszka obok, spokojnie czytała książkę. Zaaferowany bo zwierzaczek na łące chowam się pod siatką i przejętym szeptem nawołuję do ograniczenia aktywności i poprzestaniu na cichym obracaniu stron. Zrobiłem kilka fotografii a sarenka oswoiła się z naszą obecnością i spokojnie się pasła. Trwało to dosyć długo, zaczął zapadać zmrok i czas było kończyć wycieczkę. No i co się okazało? Na co była moja obawa, szepty i siatka maskująca? Wstaliśmy, spakowaliśmy się i spokojnie odeszliśmy w kierunku samochodu, a sarenka została na łące i spokojnie się pasła.
Subskrybuj:
Posty (Atom)