sobota, 8 października 2016

Szwarc, mydło i powidło


   Kompletny miszmasz w tym wpisie, zakończony fotografią Plejad bo marzy mi się powrót do astrofocenia. Niestety, warunki były kiepskie (cirrus) więc i zdjęcie słabiutkie. 










sobota, 24 września 2016

Stan przedzawałowy



   Uwielbiam przyleśne łąki. Jeszcze bardziej lubię śródleśne. Nie zastanawiałem się nigdy dlaczego. Może z tego powodu, że leśne zwierzaki też je lubią? Z drugiej strony łąki są... nudne. Niełatwo było mi to napisać, bo je lubię, ale to fakt. Gdy nie ma zwierząt stają się mniejszą lub większą płaszczyzną zieleni.
   Gdy zaczynałem (wiele lat temu) biegać z aparatem po lasach, cel był jeden - spotkać zwierzęta. Goniłem do lasu, bo tam mieszkają. Nadal lubię je spotykać ale to las stał się głównym celem wizyt.


   Miałem w tym roku ciekawe doświadczenie. Pojechałem rowerem na wyprawę. Zrobiłem zaledwie 1/4 drogi, gdy przyszedł kryzys. W klacie coś ciśnie, oddechu brakuje, nogi się telepią. Przede mną potężny podjazd i decyzja. Jeśli zjadę w kolejną dolinę to już po ptokach. Nie ma łatwego powrotu.
   Kryzys się nasilił. Zlazłem z roweru, cisnąłem go w krzaki, z trudem wdrapałem się na leśne zbocze, żeby skryć się przed Słońcem. Przez ponad dwie godziny dochodziłem do siebie i starałem się zebrać siły już nie na dalszą drogę, a tylko na powrót do domu. 
   Siedziałem więc sobie i siłą rzeczy obserwowałem las. To niesamowite co światło tam wyrabia. Godzina była młoda - wczesne popołudnie. Na otwartej przestrzeni, na przykład na łące, w tych warunkach nie ma mowy o robieniu zdjęć, zbyt duże kontrasty. W lesie niby też, ale... las w każdej kolejnej minucie wygląda inaczej. Zabawa Słońca z Cieniem trwa nieustanie. Coś, na co przed chwilą nie zwracałem uwagi, bo niepozorne lub wręcz niewidoczne, nagle wybijało się na pierwszy plan jak artyści na scenie, oświetlani przez punktowe reflektory. Siedząc popełniłem kilka fotek, z których trzy wstawiam poniżej. Wszystkie podsunięte przez słoneczne reflektory.




  Na zakończenie sarenka, spotkana przy innej rowerowej okazji. Odpoczywałem na leśnej porębie. Dostrzegłem ją pierwszy i zasłoniłem się... obiektywem aparatu. Przez kilkanaście minut mogłem ją obserwować, aż spokojnie oddaliła się  w inne rejony lasu. 


środa, 25 maja 2016

Zady i walety fotografii rowerowej


   Jak zwykle mam tytułowe skojarzenia. Roger Waters wydał (eony temu) płytę "The Pros and Cons of Hitch Hiking." Dobry album. Szczerze polecam. 
   Wracając do zdjęć. Zaś zaległości straszne. Intensywnie w tym roku uprawiam wycieczki rowerowe w różne dzikie miejsca. Aparat zawsze ze mną, ale zauważyłem, że to się ciężko łączy (dosłownie i w przenośni). Dosłownie, bo plecak foto swoje waży. W rowerowym sporcie waga ważna rzecz, a ja nie dość, że mastodont, to jeszcze garb fotograficznych na plecach. Niby maksymalnie odchudzony, ale 5 kg się uzbiera. W przenośni, bo jakoś ciężko dupsko z roweru ściągnąć, plecak rozpakować i brać się za fotografowanie. W rezultacie, pedałuję jak głupi i wyszukuję powody dla których nie warto się zatrzymać. A to światła nie ma, błoto wszędzie, kleszcze pewnie się w trawie zalęgły, każdy powód dobry, żeby pedałować dalej. W końcu palnałęm się w durny i łysy łeb. To po kiego diabła targasz ten plecak? 
   Wiem dlaczego. Doszedłem do tego rozumem i doświadczeniem. Jak nie ma plecaka, znika nadzieja. Zostaje tylko durnowate pedałowanie. Jak mawiał Forrest Gump, "life is like a box of chocolates..." Kto wie, może za następnym zakrętem zobaczę wilka albo miś sprawi, że rzadki włos na głowie się zjeży (mojej, nie misia). Może światło będzie wyjątkowe lub wydarzy się coś innego, co sprawi, że powstanie ta jedna, jedyna super-fotografia. "Może" jest tylko wtedy, gdy garb na plecach. Bez niego, tylko marność nad marnościami i wszystko marność. I tym iście Watersowskim akcentem...

   







piątek, 18 marca 2016

Straszne zaległości


Żeby chronologię zachować, wypadałoby zacząć od zimowych zdjęć, ale tych w zasadzie brak. Każdego roku skladam solenne obietnice, że "tej zimy sobie poużywam" a kończy się jak zawsze. Kilka ostatnich miesięcy wyjątkowo zmarnowałem i gdyby nie miłe spotkanie z łaniami w lutym, zdjęć nie byłoby żadnych. Skoro już je spotkałem to i fotki wrzucę, ale na samym dole bo teraz nastał czas kwiatuszków. Wiosna już Szanowni Państwo!