piątek, 15 czerwca 2012

Małgorzatki 2012

Moje pierwsze i jak dotąd jedyne podejście do Margaretek w tym roku. W międzyczasie kupiłem nowy obiektyw. Wcześniej kwiatki fotografowałem obiektywem 100mm makro. Ostrzy już od 20 cm i łatwo kwiatem wypełnić klatkę, rozmyć tło, uporządkować kadr. Nowy sprzęt to  "spacer zoom" o zakresie ogniskowych 70-200, do którego zwykle podpinam konwerter 1.4x. Dysponuję więc zakresem ogniskowych 98 - 280 mm z minimalną odległością ostrzenia 1.2 metra i ciągle przyzwoitym światłem. Daje mi to ogromną uniwersalność, bo w trakcie wycieczki mogę pochylić się nad kwiatkiem, czy listkiem, ale mogę też sfotografować zwierzę, jeśli uda mi się je wypatrzeć, czy szybko zareagować w razie gwałtownego spotkania. Ale nowy sprzęt - nowe wyzwania. Nie da się tak blisko podejść do fotografowanego obiektu jak z obiektywem makro. Sprawia to trudności, bo nagle w kadrze robi się luźniej i siłą rzeczy oprócz głównego bohatera, w paradę wchodzą jednostki niepożądane. A to gałązka, trawka, konar czy inny pierun, zakłócający kompozycję. Trudniej jest zbudować kadr, ale też są one ciekawsze, szersze, bardziej wymagające od fotografa. Uczę się tej nowej dla mnie fotografii i cieszę, że robię coś innego, że na te same kwiatki patrzę teraz innym okiem, z dalszej perspektywy. 

Wojny opiumowe

Przytuleni

Kwiaty na "M" są fajne. Lubię Margaretki, lubię też Maki. Cesarzowa Światła, Małgosia Książkiewicz jest moim kwiatowym guru i sędzią najwyższym. Wystarczy rzucić okiem na jej prace: Galeria Małgosi Książkiewicz To Małgosi zawdzięczam, że moje Małgorzatki, znalazły się w Galerii na stronach grupy fotografia.przyrodnicza.art.pl
W tym roku podjąłem dwie wyprawy makowe. Jedna dłuższa, połączona z kilkukilometrowym spacerem w dzikim zakolu rzeki San, a druga na chybcika - krótki wypad na pobliską górkę przy wieczornym świetle. Podczas długiej wyprawy spotkałem liska. Jakoś słabo mi szło tego dnia. Męczyłem się okrutnie więc i przysiadałem często. Szedłem drogą wyjeżdżoną (niestety) głównie przez myśliwych, prowadząca przez wysokie trawy. Znalazłem jednego, jedynego maczka i przysiadłem nieopodal, żeby odpocząć. Kątem oka zobaczyłem ruch. Wydawało mi się, że jakieś zwierzątko przeskoczyło przez drogę. Wytężyłem wzrok i nagle zobaczyłem liska, któremu przez trawy nie chciało się przedzierać, więc szedł sobie koleiną wprost na mnie. Serducho skoczyło do gardła, ręce chwyciły za aparat. Długie szkło miałem w plecaku, ale mój spacer zoom ma na dłuższym końcu 280mm, więc w zupełności wystarczył. Zamarłem w pozycji snajperskiej, z aparatem przy oku i... nie robiłem zdjęcia. Wiedziałem, że migawka natychmiast spłoszy Chytruska, a ja chciałem mieć portret pyszczka. Głupi byłem. Lisek wprawdzie mnie nie widział, ale poczuł. Reakcja była natychmiastowa. Zwrot o 180 stopni, a po kilku krokach czmychnął w trawy i tyle go widziałem. Zdjęcie zrobiłem, a jakże, ale kto chciałby oglądać lisią kitę?


Z makiem w tle




Samotnik


Wieczorową porą