sobota, 11 kwietnia 2015

Garść szachownic

    Jedną z największych bolączek astrofotografii jest niezmienność kosmosu (z perspektywy ludzkiego życia). Okazjonalnie zdarzają się rozbłyski nowych i supernowych (te ostatnie zwykle w odległych galaktykach) ale to niemal jedyne wyjątki. Pozostałe, dość dynamiczne procesy zachodzą w tak długim czasie, że zmiany te dla nas są praktycznie niezauważalne. 
   Ziemia w swym ruchu po orbicie, każdego roku podrzuca nam w okolice zenitu te same obiekty. Na wiosnę są to odległe galaktyki w gwiazdozbiorze Panny, w lecie Mleczna Droga i pyszny Łabędź ze swoimi skarbami, jesienią Andromeda, Perseusz i Byk, a zimą Orion. To oczywiście spore uproszczenie, bo niebo Wielkie jest i Tajemnicze, ale każda pora roku ma swoją klasykę, którą fotograficznie powielamy.
   Powyższy wywodzę po to, by udowodnić wyższość fotografii ziemskiej nad kosmiczną. W przyrodzie, każda pora roku również ma swoją klasykę, a że roczek się właśnie obrócił, na moim blogu zaś goszczą szachownice. W przeciwieństwie do astrofotografii, choć bohater zdjęcia ten sam, każda fotka inna od tych poprzednich. Inne warunki, inna pogoda, inne światło, inny kadr. A w astro? Nihil novi. Przyznam jednak, że trochę się stęskniłem za kosmicznymi fotkami i mam nadzieję, że coś niebawem wysmażę, a tymczasem kolejna garść kwiatuszków.