Zady i walety fotografii rowerowej
Jak zwykle mam tytułowe skojarzenia. Roger Waters wydał (eony temu) płytę "The Pros and Cons of Hitch Hiking." Dobry album. Szczerze polecam.
Wracając do zdjęć. Zaś zaległości straszne. Intensywnie w tym roku uprawiam wycieczki rowerowe w różne dzikie miejsca. Aparat zawsze ze mną, ale zauważyłem, że to się ciężko łączy (dosłownie i w przenośni). Dosłownie, bo plecak foto swoje waży. W rowerowym sporcie waga ważna rzecz, a ja nie dość, że mastodont, to jeszcze garb fotograficznych na plecach. Niby maksymalnie odchudzony, ale 5 kg się uzbiera. W przenośni, bo jakoś ciężko dupsko z roweru ściągnąć, plecak rozpakować i brać się za fotografowanie. W rezultacie, pedałuję jak głupi i wyszukuję powody dla których nie warto się zatrzymać. A to światła nie ma, błoto wszędzie, kleszcze pewnie się w trawie zalęgły, każdy powód dobry, żeby pedałować dalej. W końcu palnałęm się w durny i łysy łeb. To po kiego diabła targasz ten plecak?
Wiem dlaczego. Doszedłem do tego rozumem i doświadczeniem. Jak nie ma plecaka, znika nadzieja. Zostaje tylko durnowate pedałowanie. Jak mawiał Forrest Gump, "life is like a box of chocolates..." Kto wie, może za następnym zakrętem zobaczę wilka albo miś sprawi, że rzadki włos na głowie się zjeży (mojej, nie misia). Może światło będzie wyjątkowe lub wydarzy się coś innego, co sprawi, że powstanie ta jedna, jedyna super-fotografia. "Może" jest tylko wtedy, gdy garb na plecach. Bez niego, tylko marność nad marnościami i wszystko marność. I tym iście Watersowskim akcentem...
Komentarze