Pechowe przylaszczki

Chyba należy uznać to za ironię losu, że moich ukochanych wiosennych kwiatów, czyli przylaszczek, dotąd nie udało mi się sfotografować tak, żebym był ze zdjęcia zadowolony i dumny. Moja przygoda z fotografią przyrodniczą rozwija się statecznie, w swoim tempie. Najpierw pstrykałem wszystko dookoła, byle było zielone, brązowe, miało skrzydła lub kopyta. Potem wylał się na mnie kubeł lodowatej wody (o czym piszę w pierwszym poście) i zacząłem myśleć przed naciśnięciem spustu. Ciągle jednak oprócz umiejętności brakowało mi także dobrego obiektywu. Wielu amatorów robi doskonałe fotografie bardzo amatorskim sprzętem, siebie bym jednak zaliczył raczej do tych, którym nawet najlepszy aparat czy obiektyw nie pomoże. Jako, że wraz z wiekiem mężczyzny, zmienia się jedynie cena zabawek, sprawiłem sobie odrobinę radości niezasłużonymi prezentami. Kupiłem nie tak dawno dwa obiektywy stałoogniskowe: trzysetkę (białą) i setkę makro (z czerwonym paskiem). Przyznać muszę, że dopiero wtedy zacząłem robić zdjęcia poprawne technicznie. To chyba podstawowy warunek, jeśli ma się ambicje robić rzetelną, czy wręcz dobrą fotografię. Najpierw trzeba nauczyć się robić zdjęcia ostre i właściwie naświetlone, a potem dopiero można marzyć o fotografiach, o których nie tylko autor powie, że "są dobre."
Zawsze miałem problem z ostrością zdjęć. Teraz wiem, że była to wina kiepskich obiektywów. Może wadliwych? Zwykle kupowałem używki i z jednym wyjątkiem, wszystkie moje obiektywy to zakupy z drugiej ręki, jednak gdy kupiłem te z wyższej półki, nagle otworzył się przede mną świat fotografii ostrych. Pracując z dobrym szkłem, po prostu widać, że ostrość została poprawnie nastawiona. Widać to na matówce aparatu. To był prawdziwy szok kulturowy, bo wracałem z moich lokalnych wypraw i niemal każde zdjęcie było poprawne technicznie. Chęć robienia dobrych fotografii jest naturalnym, kolejnym krokiem rozwoju, bo skoro są już ostre i dobrze naświetlone, to niechby były jeszcze ciekawe, dobrze skomponowane i podobały się też innym.

Ale a propos lokalnych wycieczek. Swoje fotografie robię zwykle w promieniu kilkunastu kilometrów od domu, a mieszkam na peryferiach niewielkiego miasta. Zad miałem zawsze przyrośnięty do samochodu i byłem przekonany, że bardzo dobrze znam bliższą i dalszą okolicę. Jak jest naprawdę przekonałem się dopiero poprzedniego roku, gdy porzuciłem nie tylko samochód, ale i rower. Zacząłem używać nóg i dopiero teraz mam pojęcie ile mają do zaoferowania otaczające mnie tereny. Marzycie o podróżach? O odkrywaniu nowego? Narzekacie, że nie macie pieniędzy, by zwiedzać świat? Załóżcie buty i idźcie na długi leśny spacer, unikając dróg czy nawet ścieżek. Nawet niewielki lasek odkryje przed Wami wiele tajemnic.


Mimo, że w sprzęt jestem już dostatecznie wyposażony, ciągle cierpię na brak dobrych zdjęć przylaszczek. Muszę jednak ująć je na tej stronie i przyznać się do swojej porażki. Jakże to strona przyrodniczego miłośnika dziko rosnących kwiatów może obyć się bez przylaszczki? Wszystkie zdjęcia prezentowane w tym artykule wykonane zostały podczas jednego, długiego, wiosennego spaceru, z gatunku tych, kiedy nogi poniosły mnie w zupełnie nieznany fragment dużego lasu. Przemaszerowałem spory kawałek, odkryłem starą porębę i śliczną, malutką polankę w środku lasu, na której okrutnie obwarczały mnie dziki, i bacznie przyglądał mi się piękny puszczyk. Mnóstwo wrażeń, a przecież to ciągle Polska, Podkarpacie, a nie dzika Afryka.



Komentarze

Popularne posty