Najpiękniejsza
Jak ich nie kochać, gdy są takie piękne?
Niedawno odkryłem zakątek znanej mi już wcześniej łąki, uroczo przytulony do lasu, gdzie Słońce świeci do samego koniuszka, do najmniejszego rąbka wystającego zza odległego horyzontu. Przysiadłem sobie na konarze, na skraju lasu, ciężki plecak zrzuciłem na ziemię i zachwycałem się aromatem łąki. Po chwili wypatrzyłem liska w oddali, buszującego w trawie i polującego na gryzonie.
Po godzinie uwagę moją przykuły mrówki (rudnice, a może północne). Spore są i z dzieciństwa wiem, że potrafią solidnie ugryźć. Mnie zaintrygowała jedna, borykająca się z martwą gąsienicą, sporo od niej większą. Przyglądałem się kilka minut, a gdy podniosłem głowę, 40 metrów ode mnie, na łące pasła się ta oto śliczna sarenka. Drugi aparat z obiektywem 400mm miałem szczęśliwie wyciągnięty z plecaka, ale statyw był nie rozstawiony, bo nie planowałem zasiadki. Zrobiłem kilka fotografii, jednak brak światła i statywu sprawił, że wszystkie zdjęcia wyszły poruszone. Sarenka mnie oczywiście usłyszała, zobaczyła i nie chciała dłużej pozować.
Dwa dni później wybrałem się tam znowu, zaraz po pracy. Słońce zachodzi teraz późno więc miałem ok. trzech godzin czasu do zmroku. Przyjechałem na miejsce, doszedłem do skraju łąki, rozstawiłem statyw, zamaskowałem stanowisko i czekam. Dosłownie 20 minut później zobaczyłem lisa, który ze zdobyczą w pysku zmierzał wprost na mnie. Sam nie wiem dlaczego wywołało to we mnie tyle emocji - lisy spotykałem już wielokrotnie, ale po raz pierwszy duży, dorodny lis szedł wprost na mnie i był już niedaleko:
Podszedł na kilka metrów, na moich oczach spożył swój podwieczorek i w ogóle nie przejmował się mną, ani dźwiękiem migawki. Owszem, spoglądał niekiedy, ale w jego oczach widziałem zawadiacki uśmieszek, a nie obawę przed intruzem.
Zawiodłem na całej linii. Lisek jest niski, trawy go przysłaniały i aparat stale ostrzył na trawy, zamiast na liska. Zachowałem się jak palant, bo zamiast wyłączyć autofokus i regulować ostrość ręcznie, zmagałem się z upartym automatem, który ciągle był ode mnie mądrzejszy i za mnie decydował, co ma być w kadrze ostre. Nie mogliśmy dojść do porozumienia, a lis nie miał ochoty czekać, aż dogadam się ze swoim sprzętem. Zjadł co miał zjeść, poprzyglądał mi się chwilę i poszedł sobie spokojnie, nie wykazując oznak zaniepokojenia.
Przeglądnąłem fotografie na ekraniku i już wiedziałem, że dałem ciała. Gdyby nie walka ze sprzętem zrobiłbym więcej ostrych zdjęć i na pewno na którymś pyszczek nie byłby przysłonięty trawą.
Godzinę później, ku mojej ogromnej radości wyszła sarenka:
Emocje uspokoiłem, wyłączyłem autofokus, wszystkie zdjęcia ostrzyłem ręcznie. Sarenka pasła się nieopodal, ale w końcu usłyszała migawkę i nieco się zaniepokoiła. Próbowała mnie wywęszyć, ale wiatr mi sprzyjał. Wytężała wzrok, ale byłem przyzwoicie zamaskowany i nie pozwalałem sobie na żaden ruch, poza dyskretnym przyciskaniem spustu migawki. Odgłos jednak niepokoił ją wyraźnie. Postanowiła się oddalić, ale odeszła raptem kilka kroków, zatrzymała się i znów przyglądała mi się badawczo. Przyjęła więc inną taktykę. Krzyknęła na mnie tak gwałtownie i tak głośno, że podskoczyłem pod siatką przestraszony i zaskoczony. Znam głos sarny, to coś jak szczekanie, choć do psiego niepodobne. Nigdy jednak nie słyszałem sarny z tak bliska. Szczeka naprawdę głośno, i gdy ozwała się po raz pierwszy zaskoczyła mnie tak bardzo, że niemal osiągnąłem stan przedzawałowy. Uśmiechnąłem się pod nosem, że dałem się jej podejść jak sztubak. Gdyby zobaczyła mój ruch, byłoby po zawodach. Szczekała dobrą chwilę. W którymś momencie zawtórowała jej sarna, której nie widziałem, a która również musiała być blisko, bo głos był niewiele cichszy.
Mój bezruch i brak niepokojących zapachów w końcu ją uspokoił. Zawróciła na łąkę i spokojnie zaczęła skubać trawę, powolutku się oddalając. Zrobiłem jeszcze sporo zdjęć spośród, których poniższe ma według mnie szczególny urok, bo pokazuje piękną pannę w godnym niej, równie pięknym otoczeniu:
Sami zdecydujcie. Czyż nie jest najpiękniejsza?
Komentarze