W zielonym sosie
Wyobraźcie sobie grubego cielaka, wdrapującego się na niewielką błotnistą skarpę, zapierającego się giczami żeby nie zsuwać się w dół. Gdy już łeb znalazł się nieco powyżej krawędzi skarpy, cielak przystawił aparat do oka i zaczął szukać kadru wśród pięknego dywanu zawilców, który wierzch skarpy porastał.
Tak powstawała ta fotografia. Kilka razy wdrapywałem się i zjeżdżałem, żeby dopiąć swego (skarpa była malutka, więc ryzyka uszkodzeń nie było, ale diabelnie śliska i niewygodna). Szukałem prześwitów w zieleni. Nie chciałem robić klasycznego kadru, zielone na dole, białe na górze. Myślałem o zielonym sosie, w którym podam piękne zawilce. Przyznam, że nie znalazłem tego kadru w trakcie zdjęć. Wypatrzyłem go już na etapie wywoływania RAW-ów i przekadrowałem fotografię. Nie lubię tego robić, wolę gdy kadr zostanie przemyślany, zaplanowany i zrealizowany w miejscu gdzie fotografia powstaje, ale do takiego kunsztu wiele mi jeszcze brakuje.
Raptem parę metrów od tego miejsca, znalazłem rosnącego na skarpie zawilca, który przy odrobinie wysiłku dał się sfotografować na tle strumienia (zdjęcie poniżej). Tym razem nie trzeba było się na skarpę wspinać. Wystarczyło się z nią zintegrować. Aby uzyskać odpowiedni kąt, musiałem się na niej rozpłaszczyć, bo inaczej tło byłoby inne. Największą satysfakcję mam wtedy, gdy ciężko nad zdjęciem pracowałem i efekt jest zadowalający. Lubię to zdjęcie. Kosztowało mnie sporo pracy i w moich oczach podnosi to jego wartość.
Komentarze