Pstryk, pstryk w słonecznym Eldorado

    W końcu zaświeciło Słońce. Niech świeci teraz i zawsze, i na wieki wieków. Las i chmury jakoś mi nie idą w parze. Ciemno, zimno i do domu daleko. Co innego las i mgła. Ta kombinacja jest pożądana, szczególnie gdy jeden tuman będzie gęsty jak mleko, a drugi umiejętnie to wykorzysta. Zatem albo Słońce, albo mgła. Ponieważ mamy wczesną wiosnę tej zimy, dopisało Słoneczko. 

    Nawiedziłem Eldorado kilkakroć. Za każdym razem w nowym miejscu i za każdym razem był to inny las, choć cały czas ten sam. Gdy dojadę do Eldorado, parkuję w dogodnym miejscu i czmycham w gęstwinę. Droga jest na dnie doliny, zawsze więc jest pod górkę. Zwykle idę prosto na szczyt wzgórza i tam buszuję, bo idąc grzbietem nie muszę już zdobywać żadnych wzniesień, a potem trzeba się tylko skatulać w dół. Trzy ostatnie spacery odbyłem praktycznie w tym samym miejscu. Zaledwie 600 metrów dzieli pierwsze i ostatnie miejsce, z którego zaczynałem wspinaczkę. Za każdym razem las był inny. Za pierwszym niezwykle dziki, gęsty, zabałaganiony, bez śladów ludzkiej ingerencji. Za drugim trafiłem na miejsca niesamowicie zniszczone przez człowieka. Setki wyciętych drzew, wszędzie walały się gałęzie. Poręba była stara, ale w pobliżu nie ma żadnych wiosek i nikt nie robi gałęziówki. Obraz nędzy i rozpaczy. Dzisiaj, podczas trzeciej wyprawy byłem w lesie sosnowym, choć mocno przerośniętym młodziutką buczyną. Zatrzęsienie pięknych strzelistych sosen zostanie niedługo bezpowrotnie zniszczone bo co drugie drzewo już było oznaczone do ścięcia. Serce się kraje.


    Dziś w końcu trafiłem na zwierzęta. Wracałem już gdy nagle poczułem mocny zapach jeleni. Żadnego nie widziałem, ale byłem pewien, że muszą być gdzieś blisko. Ostatnio nie padało, ściółka wyschła i podchody w tych warunkach są z góry skazane na niepowodzenie, ale była pewna okoliczność łagodząca. Wiało. Całkiem mocno. Sosny szumiały sobie odważnie więc był cień nadziei. Słońce było już nisko, las ciemny, ale gdzieniegdzie prześwitywały jeszcze plamy światła. Oczy wypatrywałem, ale zwierząt ani śladu. Zrzuciłem plecak, przysiadłem zrezygnowany na pniaku. Pomyślałem, że zrobię ze dwa kroki bez garba, tylko z aparatem. Przeszedłem może trzy metry, gdy zobaczyłem jelenia. Młody byczek z ledwo wykształconym porożem pasł się spokojnie nieopodal. Zacząłem się powolutku skradać. Cieszyłem się, że to byk, bo miałem nadzieję, że będzie sam. Udało się podejść na 15 metrów i jedyną przeszkodą w fotografowaniu był fakt, że schował mi się za drzewo. Jeszcze dwa trzy kroki i się uda... gdyby nie łania, która obserwowała mnie już pewnie od dobrej chwili. Byczek, jak się okazało, był jednak w towarzystwie. Chwilę potem spotkałem drugą chmarę. Tej przewodził naprawdę dorodny jeleń z pięknym porożem, ale dostrzegł mnie pierwszy i też dał sygnał do odwrotu. Szkoda, ale niewielka.





















Komentarze

reju pisze…
Pięknie pokazany las.Pozdrawiam
chemik pisze…
Piękne obrazy lasu. Aż cieplej się zrobiło...

Popularne posty