Święty Graal
Pod koniec fotograficznej nocy, nad lasem pojawił się ledwo dostrzegalny z powodu kiepskiej widoczności, układ gwiazd, a wśród nich galaktyka M31, najbliższa nam galaktyka spiralna. Warunki były fatalne, obiekt nisko nad pólnocno-wschodnim horyzontem, który właśnie zaczynał się rozjaśniać i na dodatek na tle łuny odległego o 20 km miasta. Nie mogłem się jednak powstrzymać. Wycelowałem aparat i zacząłem zbierać klatki, ale już piąta była zbyt jasna - świtało. Cztery klatki po 3 minuty to w astrofotografii tyle co nic, ale gwiazdozbiór Andromedy będzie nam na nocnym niebie towarzyszył przez najbliższe miesiące. Trafi się jeszcze okazja. Pocieszając się tą myślą pojechałem do domu, nie spodziewając, że takiej ślicznotce jak galaktyka Andromedy ani kiepska widoczność, ani krótki czas naświetlania przeszkadzać nie będzie.
M31 to mój Święty Graal. Dzieckiem małym będąc czytałem o niej, wypatrywałem przez lornetkę, ekscytowałem się, gdy w końcu udało mi się ją dostrzec gołym okiem, przeżywałem rozczarowanie, gdy w pożyczonym ze szkoły teleskopie zobaczyłem mglisty obłoczek, zamiast spektakularnego widoku, jakiego się spodziewałem. Pomyślcie, że to najdalszy obiekt, jaki możemy dostrzec nieuzbrojonym okiem. Czy to nie robi wrażenia, że patrzymy na obraz galaktyki z przed dwóch i pół miliona lat?
Zawsze marzyłem o fotografowaniu M31, a ta dziewicza, pierwsza fotografia z użyciem napędu, który prowadzi aparat zgodnie z pozornym ruchem gwiazd, jest ich spełnieniem. Obok mgławicy M42 w Orionie, to chyba najczęściej fotografowany kosmiczny obiekt, ale... mam to w nosie. Będę tę ślicznotkę fotografował często i gęsto. W sumie, cieszę się, że takie kiepskie warunki były. Gdyby były świetne, oczekiwałbym pięknego zdjęcia. Były podłe, a ona i tak jest zachwycająca. Sami popatrzcie...
Komentarze