Kalifornia w chmurach

To była noc dziwów i cudów, niestety z gatunku niemiłych. Najpierw świrował guiding. W osi Y raz na jakiś czas - bez grama przyzwoitości, bo w sposób całkowicie nieprzewidywalny - pojawiał się strzał na +5, co skutecznie psuło klatkę. W głowę zachodziłem przyczyn. Potem guiding postanowił się zrehabilitować bo przez kolejne 5 godzin prowadził idealnie i bez zarzutu, w życiu nie widziałem tak równego wykresu w obydwu osiach, ale współpracy odmówił aparat. Przy zapisie klatek APT się wieszał i basta. Wiecie jak to boli, gdy 599 sekund niecierpliwego czekania na kolejny kadr zostaje bezpowrotnie zmarnowane.
   Postanowiłem temu zaradzić i w opcjach APT dałem zapis tylko na kartę. Trudno. Nie będę miał w laptopie podglądu na schodzące klatki, ale ponieważ kadr był ustawiony, ostrość również, więc mogłem sobie na to pozwolić. Tak zrobiłem i... prawie się udało. APT przestał się wieszać, ale raz na jakiś czas - zaś bez grama przyzwoitości (czytaj: losowo) - postanowił nie wyłączać migawki wraz z upływem zadanego czasu. Klatki ustawiłem po 600 sekund, i APT grzecznie je robił, ale czasami przysypiał (ja również) i nie kończył naświetlać. Dzięki temu złapałem kadr z czasem 1564 sekund (obydwaj przysnęliśmy). Potem już ciula pilnowałem aż do końca sesji. Dzisiaj, gdy siadłem do materiału, przekonałem się, że praktycznie wszystkie ekspozycje zrobione zostały przez jakiegoś paskudnego cirrusa lub inną cholerę. No cóż. Nawet w Kalifornii chmurwy się trafiają.

Komentarze

Mateusz L. pisze…
Jak Pan to robi? moje próby nie były udane do tej tematyki
Piotr Konopka pisze…
Przyznaję, że zdjęcia astro to jedna z najtrudniejszych odmian fotografii. Trzeba dużo determinacji w przezwyciężaniu problemów sprzętowych i zgłębianiu tajników postprodukcji. W astro nic nie przychodzi łatwo. Mnie ten temat chodził po głowie od niemal trzydziestu lat - nie dziw sie, że jak już się zań zabrałem, to znalazłem determinację :)

Popularne posty