Tak sobie dumam, że przyroda, przed zimą, żegna się wyjątkowymi barwami, próbując wynagrodzić kolejne sześć miesięcy szarówki. Tym razem odpuściłem Eldorado. Celowo pojechałem w zupełnie przeciwpołożnym kierunku, licząc, że nie spotkam jeleniówki. Niestety, spotkałem, w ilościach wprawdzie mniejszych, ale i tam jest dokuczliwa. Mimo przebrzydłego owada i dość chłodnej (acz słonecznej) aury, popołudnie było przemiłe.
Czarnego spotkaliśmy w sobotę. Szczęśliwie, postanowił przysiąść na brzozie, dosłownie nad naszymi głowami i stukał sobie radośnie. Strasznie lubię to ptaszysko, towarzysza wypraw zimowych.
Czarnego spotkaliśmy w sobotę. Szczęśliwie, postanowił przysiąść na brzozie, dosłownie nad naszymi głowami i stukał sobie radośnie. Strasznie lubię to ptaszysko, towarzysza wypraw zimowych.
3 komentarze:
Czarny to i mój ulubieniec, ale częściej go słyszę niż widzę, ze o sfotografowaniu nie wspomnę ;-)
A malownicza jesień to rzeczywiście ostatnia okazja nacieszenia się kolorami. Miejmy nadzieję, że teraz zbędzie królować biel.
Dziękuję Ewo. Czy będzie królować biel? Z roku na rok coraz gorzej, ale mi wystarczy, żeby zrobiło się za zimno na jeleniówkę. Na razie wstęp do lasu jest praktycznie niemożliwy. Z każdym rokiem ubywa śniegu, a przybywa strzyżaka i co gorsza, nauczyły się żerować na ludziach, a gryzą paskudnie i miejsca ukąszeń długo się goją.
Przepiękne zdjęcia! Mogłabym godzinami patrzeć na przyrodę. Mieszkam na Podlasiu i można powiedzieć, że mam ją na wyciągnięcie ręki, ale mimo wszystko ciągle mi mało.. :)
Prześlij komentarz