Zimowego lasu szczególne uroki
Niedzielna wyprawa zupełnie spontaniczna, bo pod wpływem nagłej ochoty zażycia śnieżnego lasu. Jak wychodziłem z domu zaczynało prószyć, w połowie drogi już było biało, końcówka to koszmar senny. Zakręty trzeba było pokonywać z prędkością mniejszą niż 30 km/h bo podsterowność zapraszała do wizyty w przydrożnym rowie.
Wszedłem do lasu i po pół godzinie się zgubiłem. W sobotę byłem w tym samym, dobrze mi znanym miejscu, ale w śnieżną niedzielę wszystko wyglądało zupełnie inaczej. Zanim się w terenie odnalazłem strzeliłem niezłe kółko i zaliczyłem o jedną górkę za dużo. Podłoga w lesie przykryta białym puchem więc korzenie i gałęzie życia nie ułatwiały. Sprzęt cały w śniegu, ja cały w śniegu, ciuchy przemoczone, a zdjęcia należało robić szybko, bo soczewkę zasypywało.
Łut szczęścia sprawił, że dostrzegłem polującego puszczyka. Wykorzystując drzewa jako zasłonę udało się dojść na kilkanaście metrów i w niezbyt wygodnym ustawieniu czekałem, aż zapoluje ponownie. Ręce mdleją, kręgosłup pęka, uroki wymuszonej pozycji. Całość utrudniał mokry śnieg zaklejający wszystko co się da.
No i w końcu sowa skoczyła za myszą. Wcisnąłem migawkę i z prędkością 7 klatek na sekundę zarejestrowałem atak. Wszystkie zdjęcia w kosz. Na wszystkich albo zupełna nieostrość, bo autofokus nie wyrobił, albo pozycja ptaka w niestosownym miejscu w kadrze. Tak mnie to rozzłościło, że zawinąłem ogon i w drodze powrotnej ani fotki nie popełniłem.
Ot i cała historia. Zdjęcia leśne pokazałem we wcześniejszym wpisie, a w tym tylko dwie fotki. Pierwsza, gdy puszczyk wypatruje zdobyczy i drugie, z gatunku zupełnie zepsutych, przedsmak zdjęcia, które mogło być fajne, gdyby fotograf był sprawniejszy.
Komentarze