Nad polskim, jesiennym morzem
Wzięło mnie na blogowy wpis bo Córcia moja kazali. Jak kazali, to grzeczny Dado słuchać musi, więc bloga odświeża i może coś wstawi od czasu, do czasu. Z nowych to najwięcej mam nocnych fotografii, bo coś mnie w tym roku naszło, wydarłem z piwnicznych otchłani sprzęt do astrofotografii. Odkurzyłem, uruchomiłem, działał o dziwo i zarwałem trochę nocy w drugiej połowie roku. Zacząć jednak chcę od dziennej, bo po pięciu latach znów udało się jakieś wakacje zaliczyć. Na dalekie wojaże ochoty nie mieliśmy żadnej, a że w międzyczasie Polska się jakby trochę lepiej drogowo skomunikowała, okazało się, że dojazd nad nasze ojczyste morze jakiś taki łatwy i szybki się zrobił. Było chłodno, wietrznie, dość słonecznie i co najpiękniejsze, praktycznie zero narodu. Las cały dla nas. Plaża też w całości nasza. Cudo po prostu.
Komentarze