Przepis na słoneczną kulkę

Soczewka grawitacyjna

Kilka dni temu, gdy Podkarpacie nawiedziła fala upałów, postanowiłem pojechać na sarenkowo-lisowo-jeleniową łąkę (mój mózg zapewne uległ przegrzaniu i stąd ta heroiczna decyzja). Lubię tą łąkę z kilku względów. Po pierwsze fotografowałem tam Najpiękniejszą sarenkę, po drugie miałem tam miłą przygodę z liskiem i jeleniem, a po trzecie i kto wie, czy nie najważniejsze, to jest łąka dla leniuchów. Samochód parkuję raptem 100 metrów od miejsca, z którego fotografuję, ale nie muszę się obawiać, że spłoszę zwierzęta. Dwa kroki przez las (na dodatek z górki) i jestem na miejscu. Zrzucam plecak, maskuję się i mogę zacząć się nudzić.
Tak też było tego dnia. Nudziłem się jak mops. Pociłem się jak kurczak w piekarniku. Używanie miały natomiast owady. Wprawdzie od gryzących chronił mnie Repel, ale jeleniówki (strzyżak jelenica) mnie lubią, więc co jakiś czas musiałem na nie polować, zanim wpełzną w miejsce, z którego usunięcie ich będzie wymagało ekwilibrystycznych wyczynów. Polatał trochę nade mną szerszeń, a muszę się przyznać, że szerszeń, który wleci pod siatkę i zechce mi tam towarzyszyć to mój koszmar senny (myślę, że nauczyłby mnie latać).
Po dwóch godzinach miałem serdecznie dość. Nuda straszna, upał jeszcze gorszy, a łąka (poza owadami) martwa. Jakiś czas oczy cieszył widok burzy, której prąd strumieniowy wykradał energię. Na horyzoncie cumulonimbusy usiłowały się wypiętrzyć, ale jak tylko osiągnęły wystarczającą wysokość, prąd strumieniowy zdmuchiwał im czapę i rozciągał ją na dobre 200 km, przez co burza nie mogła nabrać animuszu. Potem zacząłem polować na latające motyle (stacjonarnie, spod siatki, korzystając z długiego szkła). Zrobiłem mnóstwo zdjęć - ani jedno nie wyszło ostre. Kto by pomyślał, że motyle są takie szybkie. Gdy zostało pół godziny do zachodu dałem sobie spokój. Każdy normalny ssak skorzystałby z cienistego lasu, żeby chronić się przed upałem. Ja jeden, jak durny, wystawiłem się na palące słońce i liczyłem, że takich durni jest więcej. Przeliczyłem się.
Światło było ładne. Spakowałem plecak i statyw, w rękę chwyciłem spacer zooma i wyszedłem na łąkę szukać obiektów. Szukałem dobrą chwilę i nic specjalnego nie rzuciło mi się w oczy. To zresztą odróżnia dobrych fotografów od słabych. Ci dobrzy częściej dostrzegają obiekt wart pokazania. Słabi są ślepi i muszą mieć "kawę na ławę." Ja nie widziałem ani kawy, ani ławy. W końcu, gdy Słońca zostało na kilka minut zdecydowałem się na tego dzwoneczka. Widziałem go wcześniej, przymierzałem się nawet, ale nie miałem pomysłu jak go przyrządzić. Gdy już nie było innych opcji, bo czas się nieubłaganie kończył, postanowiłem podać go klasycznie. Atmosfera w takie upały nie jest zbyt przejrzysta. Słońce tuż nad horyzontem, w pełnej krasie, a mimo to nie powodowało przepaleń na matrycy. Ten fakt (a zdążyłem to empirycznie sprawdzić robiąc fotkę na próbę) rzucił mnie na ziemię, aby z niskiej perspektywy zająć się dzwoneczkiem. W taki oto sposób powstał ten ładny, acz banalny kadr. To wyraz mojej nieumiejętności w wymyśleniu oryginalnego zdjęcia w ograniczonym czasie. Gdy wywoływałem fotografię, tytuł narzucił się sam. Słońce jest gwiazdą. Gwiazdy są masywne i swoją grawitacją zakrzywiają czasoprzestrzeń. Wszystko się zgadza. Popatrzcie na trawy na tle Słońca. Czyż nie są zakrzywione? 

Słońce, nawet dość nisko nad horyzontem, ma zwykle dość energii, by na zdjęciu wypalić białą plamę, tym bardziej, jeśli w tym samym kadrze chcę się ująć coś zdecydowanie ciemniejszego. Jest jednak sposób by przepaleń uniknąć, który nazwałem "przepisem na słoneczną kulkę". Tak właśnie wykonałem poniższą fotografię:

Odbiornik słoneczny
Przepis jest prosty. Zamiast używać całego Słońca, daj tylko małą szczyptę. Najlepiej jest do tego wykorzystać chmurę. Bierze się taką chmurę, przesuwa się ją na niebie tak, żeby zasłoniła prawie całą słoneczną tarczę, a zostawiła jedynie drobną iskierkę. Ta iskierka potrafi wyprodukować taką piękną kulkę.
Poniższa jest zrobiona tak samo, tylko chmura była oporna i musiałem ją długo przesuwać:
Ciepło-zimne
Czasami, zamiast kulki wychodzi pożar:
Słoneczny pożar
Ot cała tajemnica słonecznych kulek. Kiedyś zostałem posądzony, że moje kulki to latarka. Niniejszym uroczyście przysięgam, wszystkie świetliste kulki na moich fotografiach zostały wyprodukowane naturalnym sposobem, a latarki używam do oświetlania drogi, gdy jest ciemno (no dobra, przyznam się, że czasami sobie latarką przyświecam, żeby coś przeczytać, bo wzrok mam już słaby i drobny druk sprawia mi trudność).

Komentarze

Kasjopea pisze…
Piękne są te Twoje zdjęcia, Piotrze...
Asia pisze…
czekaj, czekaj, ja nie zrozumiałam tego przepisu na kulkę... czy to znaczy, że kulka to nie cała tarcza słońca?
Piotr Konopka pisze…
Asiu, to zależy. Na pierwszym zdjęciu jest cała tarcza, ale na pozostałych tylko część. Jako całej tarczy, użyjesz Słońca, gdy już jest naprawdę nisko nad horyzontem, a i to nie zawsze - zależy to od odległości horyzontu i od przejrzystości atmosfery. Słoneczna iskierka, czyli fragment tarczy, bo reszta jest przysłonięta przez chmury, albo przez koronę drzewa, możesz użyć częściej, pewnie nawet w południe się da, acz ja preferuję późne popołudnie. Nawet drobny fragment tarczy słonecznej, da na zdjęciu kulkę, bo to w gruncie rzeczy taki duży blik. Oczywiście, żeby tak się stało, fotografowany obiekt musi być blisko obiektywu.
Asia pisze…
Ok, dzięki za wyjaśnienie. Poeksperymentuję :)

Popularne posty