Żeby morale podbudować po porażce z Cefeuszem, wycelowałem w jeden z łatwiejszych obiektów. M31, wielka galaktyka Andromedy. Obiekt jasy, widoczny gołym okiem. Jest piękna, chętnie pozuje więc jak tu z okazji nie skorzystać, skoro akurat teraz pyszni się w zenicie.
No dobrze. Prawda taka urodziwa już nie jest. W gruncie rzeczy, wycelowałem właśnie tam z bardzo prozaicznego powodu. Sierpniowy nów był raczej klasyczny. Trafiła się tylko jedna fajna noc, którą zmarnowałem na Cefeusza. Kolejna pogodna już była rozjaśniona Księżycem. Całkiem solidnie rozjaśniona, ale że jesień już za pasem, noc jest zdecydowanie dłuższa. Gdy o pierwszej zaszedł Łysy, można było szaleć do czwartej rano. Trzy godziny to bardzo mało i dlatego wybór padł na M31. Jest tak jasna, że ta odrobina czasu wystarczy, żeby zebrać przyzwoity materiał.
3 komentarze:
pięknie wygląda. nie mogę wyjść z podziwu - astrofotografie są tak odmienne od wszystkich innych dziedzin fotografii przyrodniczej.
pozdrawiam
Dzięki Mariuszu. I do zobaczenia, bo prędzej czy później musimy gdzieś na siebie wpaść w ternie :)
Wspaniałe zdjęcie!
Prześlij komentarz